cóż, przyznaję- nie obejrzałam do końca, po prostu nie zmogłam... Wytrwałam ok. 1 godz. Średnio co trzy minuty pytałam się- ale o co chodzi???
Phoenix wygląda jak nieudany cosplay Wolverine'a, dialogi to jakiś bezsensowny bełkot (większość z nich jest wymamrotana lub wyszeptana, trudno cokolwiek zrozumieć), irytująca muzyka w tle. Gatunek: kryminał/ dramat/ komedia - ale ani nie bawi, ani nie porywa. Pierwsza godzina (którą obejrzałam) to po prostu niekończące się rozmowy (bełkoty) prowadzone pomiędzy głównym bohaterem i innymi, o rzeczach, o których widz nie ma pojęcia (i w tle narratorka, świerkająca wysokim głosem jak jakaś księżniczka Disneya). Fabuła- nie wiem, o co chodzi...
Jeśli film nie wejdzie do polskiej dystrybucji (na co się zanosi), tragedii nie będzie, nikt nic nie straci. No chyba że wejdzie i ktoś się wybierze- zmarnowane pieniądze i 2,5 godziny...
A kojarzysz jakikolwiek film Andersona? Widzialas ten film z napisami, ze uwazasz je za belkot? I mam ,nadzieje ze Wada ukryta trafi do dystrybucji, bo kazdy film Andersona to wydarzenie.
"nieudany cosplay Wolverine'a"
no sory
owszem, kojarzę inne filmy Andersona. Oglądałąm "Boogie Nights", "Lewy sercowy", "Aż poleje się krew" i "Mistrza". A co to ma do rzeczy?
Odpowiedź może być prostsza niż ci się wydaje. Nie zrozumiała filmu. Dużo się naczytałem że Pynchon nie jest lekki w odbiorze.
Jako ultras Pynchona stwierdzam, ze Pynchon jest cholernie trudny w odbiorze, ale przez to fascynujacy. Nie oczekuje, ze Anderson skopiuje styl Pynchona, bo jest to po prostu niemozliwe, ale ze odcisnie wyraznie swoje pietno.
A co do postu...
ocena Wady poprzez dopasowanie do filmu etykietek (kryminal, dramat, komedia)
po obejrzeniu zaledwie niecalej polowy oraz bez zrozumienia tekstu to troche nie halo
Film jest zwyczajnie słaby, zandra5 nie wiedziała co się dzieje bo Doc prowadzi kilka spraw naraz. W niektórych jest po prostu najarany :) Świetny klimat, ale nic po za tym, główna historia mocno naciągana, śmieszna, nie zabawna.
Oryginal Pynchona mniej wiecej tak wlasnie wyglada. A czy watek glowny jest naciagany? Mozliwe, ale pamietajmy, ze Anderson nie kreci filmow, stricte gatunkowych. Historia kryminalna to raczej pretekst do opisania Ameryki w krzywym (a moze ujaranym) zwierciadle.
Mam wrazenie, ze trailer wypaczyl nieco punkt widzenia na film. Wiekszosc widzow bedzie spodziewala sie dynamicznego kina, a dostanie gadajace glowy.
Identycznie jak w przypadku filmow Adwokat albo Cosmopolis.
To jest to dla Ciebie dobry film, satysfakcjonujący? O ile Andersona/Cronenberga lubię i doceniam ich estetyczno/techniczną stronę w ostatnich filmach to same, jako całość mnie rozczarowują (może bardziej "Cosmopolis", niż "Maps..." u C.).
Odpowiem tak. Akurat znalem pierwowzor literacki (zarowno Cosmopolis de Lillo jak i WU Pynchona) i spodziewalem sie czegos podobnego. Inna sprawa, czy jest sens adaptowac na duzy ekran material niefilmowy.
Z ocena Wady wstrzymam sie dopoki nie zobacze wersji z polskimi napisami.
Ja kiedyś zacząłem czytać książkę, ale nie skończyłem. Może spróbuję ponownie. To było dawno temu. Natomiast mam sporą praktykę w niekończeniu książek, które nawet mi się podobają;) "Las Vegas Parano" - film mi się podobał, a książka tak sobie. Z tego typu odjechanych podobał mi się "Tristram Shandy", ale książki nie znam. Podobna niefilmowa zupełnie.
Troche tez liczylem na jakis pomysl Andersona jak by ta "pynchowatosc" obejsc, ale chyba przeliczylem sie.
Akurat Las Vegas nie znam, mowa oczywiscie o literackim pierwowzorze. W przypadku Pynchona zas u niego akcja schodzi wlasciwie na drugi plan. No ale to tak w olbrzymim uproszczeniu;
Już dawno tak dobrze nie bawiłem się przed ekranem. Coś jak las Vegas parano tylko że Deep do roli by się nie nadawał na szczęście dzięki Feniksowi film ma coś z klimatu Bukowskiego. Pynchona zacząłem Tecze grawitacji ale nie skoczyłem de Lilo też zaczynałem ale bez powodzenia. Z wielkich cenie tylko mcCarthiego i Ellisa szczególnie.
Tecza jest meczaca, ale warto. Ja tez cos nie mam przekonania do DeLilo, ale przynajmniej wiedzialem na co ide do kina (Cosmopolis). Co do Wady...czekam na wersje z napisami. Ksiazka zawiera kapitalne dialogi i jestem przekonany, ze w filmie bedzie chociaz czesc z nich wykorzystana.
Przeczytaj 49 idzie pod mlotek, Wade potem Masona. Aczkolwiek Tecza jest chyba opus magnum Pynchona i pewnie juz tak pozostanie. Ja zaczalem niedawno czytac V. Mam angielska wersje wiec idzie mi to powoli, ale nie moge zrozumiec dlaczego tego w Polsce nikt nie wydal. Bardzo dobra rzecz.
Cormac jest swietny, potwierdzam, ale to chyba nie ta liga, chociaz ultrasi Cormaca pewnie beda mnie scigac po nocach za ten tekst.
P;S; Sory za brak polskich znakow:)
MC carthy to pierwsza liga ale Ellis z księżycowym parkiem jest nie do pobicia.
Moto panekeku! Duet doc bigfoot miażdży.
A wiesz, ze Ellisa nie znam. Bjoersen Wielka stopa to zajebista postac. Prze zytaj ksiazke, on ma takie teksty ze kapcie spadaja. Zajebiscie sie kloca z Dociem.
Pynchon jest prosty w odbiorze, jeśli traktuje się literaturę nie jak hostię, tylko jak coś co ma sprawiać radość.
Anyway, dziewczynie się nie podobało, bo pewnie spodziewała się jakiegoś Sras Vegas Parano, a to po prostu nie ta bajka. I dobrze, niech każdy ma prawo do nieodczuwania tego co ja.
A poza tym film jest genialny od pierwszych minut. Jak wchodził kawałek Can, to seryjnie musiałem sobie strzepać, żeby nie umrzeć z nagromadzenia plemników w mózgu XD
Co jak co ale ten film nawet w połowie nie dorównuje Aż poleje się krew czy Mistrzowi. Za te filmy wielbię Andersa ale niestety - tutaj, bardzo obiektywnie pisząc, po prostu mu nie wyszło. Też mam ulubionych reżyserów czy aktorów za którymi stoję murem ale jak zaliczają spadek formy w danym filmie to nie udaję że tego nie dostrzegam. Btw Joaquin jest takim moim ulubieńcem no i tutaj robił co mógł, ciągnął ten film 2,5h. Aż tyle i tylko tyle.
jak możesz sugerować, że idąc do kina zmarnuje się 2,5 godziny, skoro obejrzałaś jedną? twoja mini recenzja traci w tym momencie jakąkolwiek rzetelność
Chociaż dotrwałem do końca to mam podobnie negatywne odczucia. O ile w Las Vegas Parano było śmiesznie dzięki wizualizacji urojeń i pantomimie Depp'a to tutaj diagnoza literatów epoki o bankructwie hippisowskiej utopii jest bełkotliwa i nudna. Lubie patrzeć na takie filmy jak na swoiste świadectwa epoki, na próby syntezy ówczesnych czasów. Wydaje mi się, że nie ogarniam całości przesłania Andersona a pośrednio Pynchona. Było by miło gdyby ktoś podjął wyzwanie analizy.
A dla mnie grzechem ciężkim jest wystawianie oceny nie ogladajac filmu do konca. A nuż na końcu jest "wow"?? Szaleństwo. I tak tworzy sie średnie dla filmu. Pozdro
niektórzy wystawiają oceny filmom, których nie oglądali, tylko z góry zakładają, że im się nie spodoba :]
Zgadzam się absolutnie, dawno tak się nie wynudziłem jak na tym filmie. Ja wytrzymałem jakoś te dwie i pół godziny, ale naprawdę ledwo ledwo. ;) Pheonix jest naprawdę irytujący w tym swoim bełkocie ("nieudany cosplay Wolverine'a" - dobre! :D), fabuła jest kompletnie niezrozumiała, do tej pory nie wiem kto jest kim i o co właściwie chodzi. Wiem, że filmy Andersona są specyficzne, ale tak jak "There Will Be Blood" oglądało się ciężko, ale z satysfakcją, "The Mastera" podobnie, tak po "Inherent Vice" mam same negatywne odczucia albo brak odczuć w ogóle. Jedyne co w tym filmie jest nie najgorsze to soundtrack i gra aktorska niektórych postaci, m.in. Brolina i Del Toro.
Ten film można zrozumieć tylko chyba będąc pod wpływem;)
Ale ponieważ od jakiegoś czasu utrzymuję czystość to potrzebowałem 2 podejść by go zmęczyć. Co nie zmienia faktu że choć trudny w odbiorze to jednak bardzo dobry.
po tych wszystkich wypowiedziach pod Twoim postem juz wiem, ze na bank nie chce ogladac tego filmu. Drodzy znawcy zamiast zachecic tylko obrzydzacie, moze piszcie recenzje o gazet:PP
Masz syndrom grupowego myślenia?
Mnie np nikt nie musiał zachęcać, po prostu obejrzałem i koniec, bo lubię Andersona. A film przedni.
syndromow brak, ale przerazily mnie te wypowiedzi znawcow i doszlam do wniosku, ze jestem za glupia na ten film:)))
Określiłbym to niejako "syndrom zdrowego myślenia", który jest powodem występowania "syndromu niezdrowych konsekwencji" :))). Takie filmy o tematyce lat 60 - tych w Ameryce, są przysłowiową "zagadką Sfinksa">:))). Trzeba wejść w motywy a nie obraz.
wg mnie pierwsza godzina była najlepsza w tym filmie, im dalej tym jednak było tylko gorzej... początek fajny, intrygujący, łączą się rożne rzeczy w całość, przyćpany detektyw to także coś innego niż zwykle, narracja nadaje jakiegoś klimatu ale późnij ta cała historia po prostu się rozsypuje, ostatnia godzina była bardzo rozczarowująca i stąd ciężko pozytywnie ocenić mi ten film, trwał 2.5h a okazało się, że dla samej historii połowa tego czasu to były niepotrzebne sceny, które nic nie wnosiły po akcji i jak tak teraz o tym myślę to nie dziwię się już dlaczego w filmie nie zostało wyjaśnionych kilka kwestii - nie miały one po prostu żadnego znaczenia
Może nie zrozumiałaś.. . Nic się nie martw... Muzyka świetna, dialogi, klimat i Joaquin również