"Powrót" Francisa Forda Coppoli, ale jeszcze nie w takiej glorii i chwale, jaką przepowiadali niektórzy. Łączący kameralność z barokowym przepychem "Tetro" to film dosyć nierówny. Raz ironiczna telenowela z łzawymi wątkami rodem z najpodlejszego melodramatu, kiedy indziej obraz jak najbardziej serio. W efekcie można się w tym wszystkim nieco pogubić, co nie oznacza, że jest to pozycja nieudana, prędzej niewystarczająco przemyślana. Dobre jest tu aktorstwo, z Gallo na czele, podobnie jak i "wystudiowane" czarno-białe kadry. Operowe wtręty dodają pikanterii, ale już z kolei warstwa emocjonalna nie porusza już tak, jak powinna. Zbyt chłodne to, by konkretnie "porwać" widza, ale pewne wybrane elementy "układanki" warte docenienia.
Jak dla mnie taka właśnie konwencja bardzo odpowiada. Zdecydowanie jeden z najlepszych filmów jakie w ostatnim czasie oglądałem. Oglądając film cały czas miałem wrażenie, że czytam jakąś dobrą prozę południowoamerykańską. Dokładnie takie miałem wyobrażenia, gdy czytałem niezapomnianą Grę w klasy Cortazara. Szczególnie chodzi mi o czarnobiałe kadry, ale również i wtrącane elementy burleski. Znakomite.
Przemku, ''Tetro'' to na prawdę dobre kino w swoim gatunku, ale moje odczucia skłaniają mnie do wystawienie ''siódemki'' tak jak zrobił to Caligula. Miałem wrażenie, iż w niektórych momentach brakowało tu spójności, a przede wszystkim pomysłu na lepsze rozciągnięcie fabuły. I tak jak filmwebowy znajomy pisze, są tu dwie warstwy czyli ta o charakterze telenoweli (na szczęście zdecydowanie mniej jej jest) oraz ta która zapiera dech w piersi. Aktorstwo imponujące (no może poza Aldenem Ehrenreichem, gdyż miałem wrażenie, że ten chłopak zdusił w sobie emocje) i na pewno w pełni udane oraz naturalne. Ale cóż będę się tu rozpisywał. Idę założyć oddzielny temat :)
pozdrawiam