"Późny kwartet" stosunkowo późno otwiera się na widza. Zwycięzca konkursu Off Camera jest przykładem kinematografii o czymś. To dramat, który naświetla, że w życiu dążenie do perfekcji może być tylko celem, i to takim, który spali mosty. Utopijna wizja jest zawarta w melodii, jednak nie w życiu. Artyści będący najlepszymi w swoich kategoriach, pomimo wielkich osiągnięć nadal mierzą się z najprostszymi kryzysami. Niespodziewana choroba Petera (rewelacyjny Christoph Walken), kryzys małżeński bez emocjonalnej Julietty (chłodna Catherine Keener) i świetnego partnera w związku, Roberta (Philip Hoffman) oraz samotność zakochanych Alexandra (Imogen Poots) i Daniela (Mark Ivanir) to tygiel różnych doświadczeń. Każdy bohater ma za sobą zaszłość, bez której wyprostowania nie zdoła pójść naprzód. Ten kryzys nareszcie dotyka kwartet, więc jego lider - Peter, stara się ratować swój dorobek. Walken występuje jako symbol umiarkowania, gdy pozostali zatapiają okręt z jednej bądź drugiej strony.
"A Late Quartet" jest dopracowanym filmem, który kroczy rzadko uczęszczaną w filmografii scieżką - opowiada o roli muzyki i perypetiach jej "ofiar". Platoniczna miłość pozostawiająca za sobą cierpienie i gorycz, a także doskonałość i wizję lepszego jutra. Nie spoilerując przebiegu fabuły, mogę stwierdzić, że spełnia swoje zadanie i nie idzie na żadne kompromisy. Do końca pozostaje wyrafinowany i wysoko wypoziomowany.
Polecam, acz zaznaczam, że nie ma tu iskra i wielkich emocji. Jest zaś ciekawa historia. :)