Jak dla mnie solówka Cyndi Lauper jest jedną z lepszych w tej piosence. Wydawałoby się że nagranie tych kilku sekund to była bułka z masłem, a tu okazuje się że to był chyba jeden z najdłużej nagrywanych fragmentów utworu. Pomimo tak wielu wielkich nazwisk od zawsze fragment z Cyndi pamiętam najbardziej. Sama piosenka wywołuje u mnie wzruszenie za każdym razem gdy ją słyszę, tak samo jest również w przypadku tego dokumentu.
Szkoda, że Lindsey Buckingham z Fleetwood Mac nie dostał solówki albo Harry Belafonte :)
Pełna zgoda co do Cindy. Jej solówka jest genialna. Każdy solista trzymał się dokładnie tego, co miał zaśpiewać, i zrobił to perfekcyjnie, a Cindy poszła na żywioł. Widać i słychać, jak próbowała różnych sposobów, żeby wskoczyć na tę wysoką nutę, od której zaczynała się jej solówka, a ostateczne, stopniowane "well, well, well, well" to majstersztyk. I jeszcze potem to "yeah yeah yeah!" gdzieś z tła - mistrzostwo świata.
Dobrze, że nie było Prince'a i musiał zastąpić go Huey Lewis, dobrze, że Huey musiał wymyślać harmonię i tyle razy próbować, dobrze wreszcie, że brzęczała biżuteria Cindy, bo to wszystko złożyło się na fantastyczny efekt.