Usiądźmy na moment i spójrzmy jeszcze raz na to, co przekazuje Hotel Transylwania 2.
1) Toksyczny rodzic. Dracula jako rodzic wpieprza się dosłownie do wszystkiego. Cud, że Mavis przy tych ograniczeniach i myśleniu "wiem lepiej od ciebie, córko" wyszła na porządnego człowiek...pardon, wampira.
2) Jestem tolerancyjny, ALE. Spójrzmy jeszcze raz na Draculę. Jego myślenie o małym Dennisie jest mniej więcej takie: "Spoko, spoko, nie masz jeszcze kłów, spoko, akceptuje Ciebie takiego, ALE". Otóż to "ALE" to brak akceptacji. To oczekiwanie, że na końcu "i tak będziesz taki jak ja" to jest zaprzeczeniem jego słów o "wampirze, jednorożcu i tak dalej".
I Hotel Transylwania 2 robi najgorszą rzecz. Okazuje się, że perswazją, ukrytym przymusem, swego rodzaju lobbingiem czy wywieraniem presji można dzieciaki wymodelować do swoich wyobrażeń.
Smutne i okropne to ze strony twórców animacji.
Urwany maszt, brak kompasu, wacha się skończyła... a na koniec smartfon posprzątany bo tam gdzie jesteś nie ma zasięgu...
W punkt! Liczyłam po cichu na to, że zakończenie będzie inne - spoiler - kłów nie będzie, a Dennis i tak zostanie zaakceptowany - koniec spojlera. Niestety tak się nie stało i pozostawilo to pewien zgrzyt.
Absolutnie się nie zgadzam. Drakula kochał swojego wnuka bez względu kim jest, chciał jednak rozwinąć w nim wszystkie cechy, aby mieć pewność czy może być wampirem. Jako dziadek chciał spróbować wszystkiego, aby jego wnuk okazał się 100% człowiekiem albo 100% wampirem
Mavis była tu przesadnie nadopiekuńczą matką. Dracula więc był tu naturalną przeciwwagą.
A przesłanie jest jak najbardziej na miejscu. Cały film kibicowałem, by mały okazał się wampirem. No i się udało. Szkoda, że dziadek Vlad tak szybko zaakceptował ludzką część rodziny, no ale biorę to na karby bajki, i typowego dążenia w nich do 'happy endu'.